poniedziałek, 26 grudnia 2011

Again...

Nie sądziłam, że wrócę tu tak szybko po napisaniu pierwszego posta.
Nie sądziłam, że jestem aż tak głupia i tak bardzo nie mam kontroli nad sobą.
Są święta, jasne, że tak, ale nic nie usprawiedliwa irracjonalnego odżywiania się. Nie po to przez ostatnie pół roku odmawiałam sobie wszystkiego, co dobre, żeby zaprzepaścić to w 3 głupie grudniowe dni.
Dzisiaj nie było aż tak źle, przez cały dzień jadłam normalnie, a więc mój jadłospis składał się głównie z jabłek, ciemnego pieczywa, wody z cytryną, kawy i łososia, ale teraz coś mnie tknęło i pożarłam nie tylko dwa kawałki ciasta, ale również 6 kostek czekolady. Takie rzeczy może i dają przyjemność przez 2 minuty, ale zamieniają się w dodatkowe kilogramy, których spalenie niestety zajmuje znacznie więcej.
Rozumiem to tak dobrze jak nic innego na świecie, ale nadal nie umiem im się oprzeć. W pracy jest o wiele łatwiej, bo zabieram tylko wydzielone porcje jedzenia, ale gdy spędzam wolne dni w domu, to jest jakiś horror.

Byłoby łatwiej gdybym nie mieszkała z rodziną, która robi ogromne zakupy i jeszcze zachęca mnie do jedzenia. Mocno rozważam przeprowadzkę, bo czasami to staje się nie do wytrzymania. Ciągłe kontrolowanie czy zjadłam obiad, czy zjadłam kolację, czy zrobiłam sobie śniadanie do pracy. To nie jest przecież tak, że chcę się głodzić. Po prostu natura dała mi wrodzony apetyt na życie i tendencję do przybierania na wadze, dlatego muszę się pilnować i jeść racjonalnie - racjonalnie, czyli po prostu mało. Nie ma w tym nic złego, wielu ludzi tak właśnie się odżywia i żyje i ja też mogę. Co więcej, potrafię, bo nie mam pokusy kupienia sobie czegoś słodkiego albo zjedzenia obiadu w fast foodzie, tylko gdy już leży przede mną kawałek ciasta - wymiękam. Dlatego staram się jak ognia unikać okazji do jedzenia, zwłaszcza w towarzystwie innych. Ale rodzinka nie pomaga.

Dlatego łatwiej byłoby gdybym zamieszkała bez nich. Wynajęcie mieszkania to duży koszt, ale przynajmniej nie miałabym kasy na jedzenie, a to jest zawsze pozytywny aspekt.

Muszę wywalczyć sobie jakiś mechanizm obronny przeciw słodyczom i przeciw nadmiernym ilościom jedzenia, nie mam tylko jeszcze pomysłu jaki...

Na dziś nie pozostaje mi nic innego jak tylko wydłużyć czas ćwiczeń. Niestety nigdy nie mam więcej czasu niż pół godziny, ale z całych sił postaram się wygospodarować drugie tyle, bo myślę, że 30 minut to trochę za mało jak na taką nadwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz