poniedziałek, 26 grudnia 2011

Kurwa.

Może i poćwiczyłam, ale nie zmieniło to faktu, że po 6 kostkach czekolady przyszła pora na całą tabliczkę. Nie ogarniam już swojej beznadziejności, bo dopracowałam ją do perfekcji (sic!).
Już same przybywające centymetry nie stanowią takiego problemu jak to, co dzieje się ostatnio z moją skórą. Nie jestem już nastolatką i od kilku lat nie miałam problemów z cerą, ale prawdopodobnie słodycze wywołują pojawianie się na niej okrutnie brzydkich wyprysków. Innymi słowy - daleko mi do ideału.
Jutro po pracy idę na zakupy (oczywiście kosmetyczne, a nie odzieżowe, bo wieloryby nie mieszczą się w ładne ubrania), może poprawi mi to humor i zmobilizuje do prędkiej ucieczki gdy tylko w pobliżu pojawi się czekolada.

Nadal podtrzymuję stwierdzenie, że jestem beznadziejna. Na szczęście Pan C.. wyjechał do Szwecji i wraca dopiero 3 stycznia, więc nie ma szans, że zobaczy mnie w tym stanie. Lepiej, żeby mi się polepszyło do jego powrotu, bo nie chcę wiecznie czuć się przy nim jak "ta przeciętna". Samo się jednak nie polepszy, więc postanowienie: do 3 stycznia zero słodyczy i bardzo mało jedzenia. I bardzo dobam o urodę.
Szczęśliwie, najbardziej kłopotliwa część mnie, jaką do tej pory były włosy, cudem ozdrowiała i prezentuje się zjawiskowo. Teraz tylko twarz i ciało. Muszę też ładnie wymodelować brwi i kupić nowe perfumy. Ogólnie powinnam odświeżyć też swoją garderobę, ale chyba poczekam, aż zmniejszę się jeszcze o kilka rozmiarów.

Nie chce mi się już przed nikim udawać (a tym bardziej przed samą sobą), że Pan C. to jest sobie tylko tak z doskoku i mam na niego wyjebane, bo faktem jest, że nie mam. Jest bogiem, jest dziełem sztuki, wygląda jak rzeźba, a nie człowiek (jak do cholery można żyć z takim idealnym ciałem??? tego powinno zakazywać prawo!) I niezmiennie tak wygląda, nawet gdy budzi się koło mnie rano z olbrzymim kacem (choć pewnie bogowie przeżywają kaca mniej dotkliwie niż zwykli śmiertelnicy).
Błędem jest utrzymywanie z nim kontaktu, bo to miał być tylko one night stand, ale obydwoje byliśmy chyba zbyt życzliwi wobec siebie podczas tej pierwszej nocy, dlatego niestety ta znajomość kwitnie. Czasami mam wielką ochotę skasować jego numer i nigdy więcej nie zastanawiać się o czym myśli, gdy na niego patrzę, a on patrzy na mnie. Chciałabym, żebyśmy mogli być tylko przyjaciółmi, bo to by było bardziej na miejscu. On jest rzeźbą, a ja jestem workiem pełnym nierównomiernie ułożonego mięsa. To nigdy ze sobą nie zagra. To nigdy nie powinno było ze sobą zagrać.
Bez sensu, że zostaliśmy przyjaciółmi. Bez sensu, że mam kompleksy od samego siedzenia przy nim, nawet w ubraniu (choć mój fashion sense i tak marnie się prezentuje w porównaniu do jego).
Czyli odzieżowe zakupy muszą być tak czy inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz