czwartek, 29 grudnia 2011

Dookoła perfekcja.

Wczoraj dobiłam się jeszcze czterema mandarynkami na wieczór oraz herbatą z syropem malinowym. Ale wybaczam sobie, bo to przynajmniej miało jakieś witaminy. Teraz napycham się kubkiem musli oraz chrupek kukurydzianych z tłustym mlekiem (niestety chude się skończyło, zapomniałam sobie kupić). Mam nadzieję, że dzięki temu napełnię się na cały dzień. Dziś w pracy jestem tylko 4 godziny, bo potem będę szykować się na sylwestrowe before party... Przed pracą podjadę jeszcze do fucking Lidla po jakieś płatki na wyjazd no i może uda mi się kupić owoce? Sama nie wiem co mogłabym jeszcze jeść. Na razie od kilku dni skutecznie unikam obiadu i kolacji, ale nie wiem ile jeszcze tak dam radę.

Najgorsze jest to, że nie za bardzo widzę jakieś efekty, a sama czuję się cały czas ożarta jak świnia. Boję się trochę wczesnego powrotu do domu, bo tutaj czeka mnie wiele kulinarnych pokus, no, ale muszę być silna.

Pan C. nie daje znaków życia, więc pewnie super bawi się w Szwecji. Gdybym była boginią to też nigdy nie dawałabym znaków życia osobom, z którymi śpię.
Czy tylko mi się wydaje, że zawsze to ta grubsza i brzydsza osoba angażuje się bardziej?? Wymyślam setki scenariuszy, które mogłyby się wydarzyć po jego powrocie... To jest jak obsesja... Ale nie poradzę nic na to, że tak bardzo lubię perfekcję, że muszę się nią też otaczać.
Chciałabym, żeby wszystko było wokół mnie idealne i żeby ludzie też tacy byli - piękni, mądrzy, dobrze ubrani... Ale czy to możliwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz